W dużym mieście, na osiedlu strzeżonym pukanie do drzwi może znaczyć tylko jedno –rachunkonosz. O tej porze? Za drzwiami stoi… sąsiadka. Piękna, blada okularnica. Może katoliczka. Może anorektyczka. A może tylko kobieta bez makijażu. Za plecami ma uchylone drzwi i tam świeci na pomarańczowo (okna na zachód). Okularnica w długich palcach trzyma kopertę. Kurier przyniósł, pani nie było. Ma super uśmiech.
Pięć lat tu mieszkam. Trzeci raz się spotykamy. Częściej słyszę jej życie za ścianą, niż ją widzę. Różne rzeczy słyszę. Mieszka z nim. Ale jego nie widuję. Nie mają dzieci. Po spojrzeniu, jakim obdarzyła raz młodego w windzie, wnioskuję, że może i by chciała. Więc ona ukradkiem rozgląda się po przestrzeni, szuka chłopca, którego tu akurat nie ma.
Słyszę pani głos wieczorem, mogłabym powiedzieć. Śmiechy i stukanie talerzami. Jakieś podwieczorki, takie tam. Rozmowy, najpierw ciche, potem głośniejsze, w miarę jak wino schodzi. Znajomi się już pewnie zdążyli rozmnożyć i rozwieść. A wy jeszcze nie. Zresztą on rzadko jest w domu. Być może ja to wszystko zmyślam. Czy ja mogłabym wejść do pani i usiąść w tym słonecznym pokoju, przejść na ty, kawę wypić? Wiesz, jak w MTV cribs. Łazienkę zobaczyć, wannę. Tu on trzyma swoje, a tu ty swoje. Tu się tak otwiera. A tu w sypialni filodendron niezły. A w kuchni tak. Ładny kolor na pewno, założyć się mogę.
Do widzenia, ona mówi i idzie, a ja zamykam drzwi, klamką zamykam i klucz przekręcam.
List od kuriera jest zaadresowany poprawnie, tylko, że nie do mnie. Do jakiejś osoby o imieniu i nazwisku mi nieznanym. Do mojego niepodobnym, choćby nie wiem co, wcale niepodobnym. Koperta jest biała i sucha, całkiem martwa, nadawca urzędowy. Co robić. Zerkam przez wizjer, ale już pozamykane szpary w jej życiu, zresztą co jej z tego, że jej to zwrócę.
Wpisuję w guglu nazwisko z koperty. Enterem popędzam. Dostaję wynik w fejsbuku. Piszę. Kochana, jestem kim jestem, mam tu list do ciebie, choć może nie do ciebie. Bo niejednej Asi Jaoanna a psu Kazan, a to jest przypadek jakiś, ale jeśli to do ciebie, to ja chętnie ci oddam. Jestem za tym, żeby oddać. Jeśli przy okazji poznam kogoś miłego, tym lepiej. Wcześniej była u mnie sąsiadka. Wygląda na sympatyczną, Możemy do niej zajrzeć.
Nie piszę tego wszystkiego oczywiście. Tylko oficjalne w trzeciej osobie, że list, że może do niej, choć nie wiadomo.
Telefon dzwoni po minucie. Przykładam zimny ekran dotykowy do ciepłego policzka. Dzwoni kobieta z koperty, żywa, prawdziwa i mówi, że ona czekała właśnie na ten list od kuriera. Nadawca się zgadza. Zarzucam na garb polar męża, co pachnie mężem i wychodzę na balkon. Fale sieci komórkowej do naszego mieszkania słabo docierają. Jakby to był schron, a nie dom. Na balkonie słychać lepiej. Podchodzę do barierki i pytam się w ten telefon, gdzie mieszkasz. Pani srani bani. A ona mówi, że mieszka tu. I ja podnoszę głowę i patrzę nią. Stoi na balkonie naprzeciwko. Na garb ma narzuconą kurtkę, może swoją. Też mieszka w schronie, do którego fale nie docierają. Gdybym miała beret, mogłabym ostatecznie zweryfikować miarę rzutu beretem, ale na oko to tak właśnie. Odkładamy ciepłe panele dotykowe od zimnych policzków. Za chwilę tu przyjdzie.
Przyjdzie weźmie list. Będzie inna niż tamta. Będzie mniejsza, bardziej miękka i rumiana. Będzie miała czarne włosy. Będzie miała synów dwóch w wieku szkolnym. Będzie Joasią, co umie dobrze gotować, choć nie ma na to czasu, bo pracuje w korporacji. Będzie miała manicure i ślad po opryszczce. Przyjdzie w kapciach. Będziemy się uśmiechać. Nigdy więcej się nie spotkamy, mogę się założyć.